Mówią o mnie "Maria Mandl z Nadodrza". Bo jestem bezwzględna i potrafię ludzi oceniać twardo a nawet i używać "twardej ręki". Tak jak ta Maria Mandl z Auschiwitz i ja bywałam w swym życiu bezwzględna i okrutna ale nie fizycznie tylko słownie n wobec słabszych osób jakie nie mogły się bronić czy szczególnie nie szczędziłam kobiet w ciąży. Do dziś nie jestem wyrozumiała wobec takich bab jakie kochają i wyczekują na swoje "maleństwa" jakie rosną w ich łonach...
Psycholodzy i psychiatrzy wmawiali mi,że i kiedyś ja "pokocham" albo jak to mam się nauczyć "kochać". Ale dla mnie to dziwne jak i obce słowo-"kochać". Prędzej zrozumiem osoby kochające swoje pieski czy inne tam zwierzątka domowe niż kobiety pragnące dawać swym mężczyznom potomstwo na świat. Gdy widzę kochające się rodziny to podświadomie pragnę takie rodziny rozdzielić-ooo, po prostu rozbić że po ich dawnej relacji nie zostanie już nic...
Mówią o mnie "Maria Mandl z Nadodrza". Dobrze,że nie "Alice Orlowski" bo to może być nawet i rodzina do Teresy Orlowski jeśli wiecie co to za jedna. Pamiętam jak kiedyś jedna moja koleżanka chciała sobie włączyć muzykę...Teresy Werner a na płycie jaką jej ściągnął kolega nie było muzyki a...filmy made in Teresa Orlowski właśnie!!! Ale się uśmiałam!!!
Jak czytam artykuły tego typu jak poniżej:
https://kobieta.wp.pl/nazywali-ja-chlopczyca-w-obozach-dopuszczala-sie-najgorszego-7201509217983072a
To zastanawiam się czy aby na pewno nie pomyliłam epok czyli teraźniejszości z epoką II wojny światowej. Swego czasu wolałam bardziej Hitlera i Niemcy niż Pileckiego czy Inkę. Takie to kiedyś czasy były a dopiero oficjalnie od 1 marca 2011 czyli dnia w jakim to ostatni raz zdecydowałam się odejść z Nadodrza został to dzień oficjalnie byc uznawanym jako "Dzień żołnierzy wyklętych"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz